Daily Basis #135 – Boberski i weterynarz

Szczęśliwie dzisiaj zmarzlina znacznie odpuściła, gdyby było inaczej moje zadanie znacznie by się utrudniło. Cóż to takiego ważnego, królu złoty dzisiaj robiłeś, zapytacie. Ano trzeba było wreszcie zabrać naszego sierściucha, zwanego Maszą, do weterynarza na okresowe badania.

Uprzedzając wszelakie pytania, z kotem wszystko w porządku, nie jest chora, nic jej nie dolega. Po prostu, od czasu do czasu, trzeba sprawdzić czy przypadkiem nie ma zaczątku kłopotów. Skoro ludzie badają się profilaktycznie, dlaczego zwierzęta mają tego nie robić. Niestety nie są zbyt samodzielne i dlatego to właśnie my musimy zadbać aby trafiały do lekarza. Ja wiem, są osoby wyznające ideologię YOLO i ogólnie jebać wszystko, ale mam nadzieję, że akurat oni pupili nie posiadają. No nie oszukujmy się jak ktoś nie umie zadbać o siebie to co dopiero o kota, psa czy innego chomika.

Maszy została pobrana krew celem wykonania pełnej morfologii i biochemii, lekarz był na tyle profesjonalny, że nie golił łapy, a na koniec jeszcze pierdyknął opatrunek zawinięty w kolorowy bandaż. Kot dumnie z nim chodził przez godzinę, a potem się go pozbyliśmy… opatrunku, nie koteła, tak tylko wolę uściślić 😛 Dla zainteresowanych: dzięki takim badaniom bardzo łatwo zweryfikować czy podawana karma jest aby na pewno odpowiednia, czy może potrzeba suplementacji lub ograniczenia czegoś. Wierzcie mi to się dużo bardziej opłaca niż olanie sprawy i późniejsze leczenie. Jak to się mówi lepiej zapobiegać 🙂 Poza tym dostaniemy ogólny obraz zdrowia, a co za tym idzie mniej więcej dowiemy się jak dobre warunki życia zapewniamy zwierzakowi, na co musimy zwrócić więcej uwagi, a co już robimy ok. Pamiętajmy, że jeżeli coś ma sierść, chodzi na czterech łapach i miauczy zamiast pruć mordę, to nie znaczy że można olewać chociażby regularne badania. Posiadanie zwierzęcia, to ogromna odpowiedzialność i proszę mi tu kurwa o tym nie zapominać!

To tyle ode mnie w tą zwierzęcą środę, do następnego…