Daily Basis #366 – Boberski i gitlab
Producenci oprogramowania powinni dostawać mokrymi kutasami po twarzy, za każdym razem kiedy wypuszczają wersję niekompatybilną z poprzednią, a proces migracji nie jest zrobiony poprawnie. Mam nadzieję, że dla takich ludzi jest specjalne miejsce w piekle i codziennie Belzebub dyma ich od rana do wieczora.
Do przechowywania wszystkich naszych prywatnych kodów korzystamy z Gitlaba, który jest fajnie zrobioną i co najważniejsze darmową, platformą do zarządzania repozytoriami i wszystkim co z nimi związane. Jeżeli ktoś nie wie co to git, tutaj definicja z Wiki:
“Git – rozproszony system kontroli wersji. Stworzył go Linus Torvalds jako narzędzie wspomagające rozwój jądra Linux. Git stanowi wolne oprogramowanie i został opublikowany na licencji GNU GPL w wersji 2. Pierwsza wersja narzędzia Git została wydana 7 kwietnia 2005 roku, by zastąpić poprzednio używany w rozwoju Linuksa, niebędący wolnym oprogramowaniem, system kontroli wersji BitKeeper.”
Jak sobie to teraz czytam to wychodzi, że powyższy akapit absolutnie niczego nie tłumaczy 😛 Z drugiej strony to chyba nie miejsce na słowniczek pojęć… Jeżeli ktoś chce więcej nic nie wyjaśniających zdań, to tutaj jest link do całego wpisu na Wikipedii… 😛
W każdym razie, twórcy Gitlaba zrobili jego nową wersję i oczywiście, jak zawsze, ochoczo zachęcili do aktualizacji. Zazwyczaj jest to dobry pomysł bo panowie robią kawał dobrej roboty, co chwilę poprawiając mniejsze i większe usterki. Tym razem coś się w procesie spierdoliło, ponieważ najnowsza aktualizacja sprawiła, że wszystko wyleciało w kosmos. Innymi słowy system mający na celu dbanie o przechowywanie naszej pracy w wersjonowanej postaci przestał działać. To się kurwa nazywa ironia losu. Koniec końców musiałem ręcznie przenosić wszystkie repozytoria, a trochę ich mamy… Zajęło mi to prawie 5 godzin wliczając w to czas, w którym walczyłem żeby w ogóle uruchomić nową wersję oprogramowania na serwerze… Zdecydowanie nie takie popołudnie sobie dzisiaj planowałem…
Rok temu pisałem o tym! 🙂
To tyle ode mnie w ten gitowy wtorek, do następnego…