Przygodę z twórczością A.J. Quinn zaczęliśmy od końca, ponieważ w pierwszej kolejności przeczytałem i zrecenzowałem jej ostatnie książki tj. Counting to Zero i Just Enough Light. Dzisiaj przyszedł czas na zobaczenie od czego wszystko się zaczęło. Dzisiaj na tapecie mamy debiut literacki autorki – Hostage Moon. Życzę miłej zabawy podczas oglądania mojej recenzji… 🙂
Nowy odcinek przygód nerdowatego programisty… Zapraszam do oglądania! 🙂
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wracamy do A.J. Quinn i jej twórczości. Dzisiaj na tapecie książka, która zaskoczyła tak samo w pozytywny, jak również negatywny, sposób. Zastanawiałem się czy starczy mi materiału na pełną recenzję, czy jednak opowiem Wam o wszystkim, co cóż, na szybko… Autorka jakoś bardzo mnie nie zawiodła, ale muszę przyznać, że utworowi jednak sporo do Counting to Zero brakuje… Wspominam o tym tylko dlatego, że oba tytuły były wydane w tym samym roku.
Zero magii, zero fantastyki tylko czysta, niczym nieskrępowana sensacja. Muszę przyznać, że taka odskocznia od moje zwyczajowej tematyki literackiej była mi zdecydowanie potrzebna. Rozsiądźcie się wygodnie, czas zacząć odliczanie do zera…