[Relacja] Gakkon 4: Noc w Kasynie
Końcówka lata to zawsze czas wzmożonej aktywności konwentowej w Łodzi. To właśnie wtedy swoje miejsce mają m. in. Kapitularz, MFKiG oraz tytułowy Gakkon. Tegoroczna edycja była o tyle wyjątkowa, że kopnął nas zaszczyt objęcia imprezy patronatem medialnym. Trzymacie się swoich przypinek, bo za chwilę przeczytacie o najlepszym jak do tej pory konwencie, na którym byliśmy.
Gakkon odwiedziliśmy już po raz czwarty – jesteśmy jego wiernymi fanami od samego początku. Podkreślamy to za każdym razem, bo taki stan rzeczy pozwala nam na kompetentną analizę porównawczą. Wynikiem wszystkim tych przemyśleń jest głośne i mocno nacechowane entuzjazmem zdanie – to najlepszy Gakkon jaki do tej pory odwiedziliśmy, a nawet jedna z najlepszych imprez w ogóle! Podobnie jak w ubiegłym roku, tak i w tym miejscem konwentu była szkoła przy ulicy Czajkowskiego 14. Jest to miejsce stosunkowo niedaleko dworca PKP, co bardzo ułatwia znalezienie go osobom przyjezdnym. Jednym słowem jest to miejsce prawie idealne na tego typu spędy. Z racji położenia na uboczu od czasu do czasu mogą się pojawiać lokalni rycerze Zakonu Ortalionu, co zaliczyłbym nie do wad, a raczej do drobnych niedogodności. W tym roku, nawet mimo sobotniego meczu na stadionie Widzewa, był względny spokój i porządek.
Na imprezie pojawiliśmy się już pierwszego dnia. Akredytacja poszła sprawnie i bez tłoku, a osoby odpowiedzialne za zakładanie opasek działały jak maszyny. Była to miła odmiana od ogromnych kolejek, w jakich staliśmy na edycji pierwszej i drugiej. Po znalezieniu planu z mapkami pięter rozpoczęliśmy zwiedzanie. Wszystkich, którzy nigdy nie byli na żadnej imprezie hostowanej przez widzewskiego ogólniaka informuję, że to największy budynek szkolny w Łodzi. Potrzeba chociaż odrobinę zacięcia logistycznego, żeby nie skonfundować odwiedzających. Ta sztuka wyszła Duszkowi idealnie dzięki podziałowi na strefy – wystawową, rozrywkową, gastronomiczną, sypialną i wreszcie prelekcyjną. Ta ostatnia, z racji kilku sal, została dodatkowo podzielona tematycznie. Większość czasu spędziliśmy w Blackjacku Dla Opornych, gdzie odbywały się atrakcje naszych ulubionych prelegentów. Shippo, Aldar i Futon przez trzy dni okupowali tę samą salę prowadząc na zmianę swoje prelekcje. Wykłady Shippo skupiały się głownie na grach, Futon po raz kolejny popisywał się swoją ogromną wiedzą w zakresie animacji i procesów tworzenia anime a Aldar w klasycznym dla siebie stylu opowiadał o historii Kraju Kwitnącej Wiśni. Pomiędzy panelami Wielkiej Trójcy przewijały się inne osoby m. in. Kurizu, który zaciekawił nas swoją opowieścią o wyjeździe do Japonii. Sami mamy zamiar kiedyś odwiedzić kraj samurajów, dlatego małe “know how” zdecydowanie się przyda. W przeciwieństwie do chociażby tegorocznego Ućkonu podział godzinowy atrakcji był wyjątkowo sensowny, te potencjalnie mogące cieszyć się większą popularnością były w godzinach popołudniowych. To zdecydowanie ukłon w stronę osób młodszych oraz nie nocujących (jak my) .
Podczas konwentu zagrały dwie kapele – Aether oraz Screamin’ Dollz oraz pojawił się Kabaret pod Napięciem. Niestety w natłoku innych atrakcji totalnie pominęliśmy wyżej wymienione. Mogę jedynie dodać, że w niedzielę słyszałem wiele dobrego o organizacji, nagłośnieniu i samych kapelach. Może następnym razem poskaczemy trochę w rytm melodeath/folk, czy czegokolwiek innego, co będzie wtedy grało. Warto wspomnieć, że połowa jednego piętra szkoły była przeznaczona tylko dla gier rytmicznych: od tytułów zainstalowanych na komputerach PC, po dedykowane maszyny. Różnorodność wyposażenia pozwalała na spędzenie całego konwentu tylko tam. Przyznam, że nie odważyłem się zagrać ani razu, za to spędziłem kilkanaście minut obserwując innych z talentem większym niż mój.
Wszyscy, którzy czytają moje relacje wiedzą, jak bardzo nie podobają mi się konwentowe konkursy strojów. Narzekam na nie w każdym tekście i stało się to już pewną tradycją. Tym razem, po raz pierwszy mogę w pełni świadomie i bez żadnego “ale” stwierdzić: cosplay na Gakkonie 4 był super. Scenki były fajne, przemyślane i przećwiczone. Prowadząca Alpaka (serdecznie pozdrawiamy) dbała o tempo, bez problemów czytała ksywy uczestników a nawet pokusiła się o kilka spontanicznych żartów. Na scenie zaprezentowało się 19 osób/grup, jak się później dowiedziałem, zgłoszonych było aż 27! Szał! Z sali gimnastycznej wyszedłem zadowolony jak nigdy przedtem.
Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy czegoś na nie kupili, w tym roku łupem stały się dwa tomiki mang, kocie rękawiczki, trochę słodyczy i najważniejsze – materiałowa maskotka onigiri! Niektórzy może zdążyli już zauważyć, że Onigiri-sama zaczął się pojawiać się w naszych mediach społecznościowych. Sam skład wystawców to klasyczne konwentowe mydło i powidło. Nie zabrakło zaprzyjaźnionych Kitsunebu, Kakuzu czy MiOhi. Drobną niedogodnością był brak przedstawicieli jakiegokolwiek wydawnictwa. Może za rok będzie pod tym względem lepiej.
Pan spojrzał na Gakkon 4 i rzekł, to było dobre. Serio, powiedziałbym że nawet bardzo dobre. Mimo bardzo krytycznej oceny samej organizatorki uważam, że to jak do tej pory najlepsza odsłona cyklu. Wszystkie błędy z minionych edycji podczas tegorocznej zostały poprawione. Z rozmów z uczestnikami wiem, że kilka rzeczy nie wszystkim przypadło do gustu oraz pojawiło się kilka małych potknięć organizacyjnych (literówki w planie czy braki sprzętowe w salach). Ja nie zauważyłem niczego z tego o czym słyszałem, dlatego temat przemilczę. Czekam z niecierpliwością na piątą edycję! Duszku, ani mi się waż rezygnować z organizowania, bo to zdecydowanie najlepszy łódzki konwent!
Oryginalnie materiał opublikowany na stronie expij.pl.