[Relacja] Ućkon 4: Shokugeki Edition
Marzec to zdecydowanie zły miesiąc na kilkudniowe imprezy masowe. Jest to czas przejściowy między zimą i wiosną, obfitujący we wszelakiej maści przeziębienia, katary czy inne grypy. Drugi rok z kolei, w tym zacnym okresie odbył się Ućkon – jeden z dwóch łódzkich konwentów dedykowanych fanom mangi i anime. Hostem tegorocznej czwartej edycji było Gimnazjum nr. 43 mieszczące się przy ulicy Powszechnej 15, a odbyła się ona w dniach 18 i 19 marca. Organizacyjnie praktyczne wszystko było dopięte na ostatni guzik – tym razem zawiedli konwentowicze.
Aby uniknąć spalenia na stosie przez łódzką brać fanowską, śpieszę z wyjaśnieniami. Jedną z cech prawie charakterystycznych dla imprez tego typu w moim mieście jest fakt, że Łodzianie rzadko się na nich pojawiają. Konwenty są zasilane głównie przez przyjezdnych. To, w połączeniu z nieprzemyślaną datą imprezy oraz upchniętą w środek osiedla szkołą sprawiło, że odwiedzających było mało, zdecydowanie mniej niż na konkurencyjnym Gakkonie. Jest to smutne, ponieważ plan atrakcji, wystawcy czy mała gastronomia były na wyjątkowo wysokim poziomie. Innymi słowy nawet największy malkontent bez problemu znalazłby coś dla siebie.
Na konwencie zawitaliśmy w sobotę o godzinie 12, czyli trochę wcześniej niż zazwyczaj. Z racji kulinarnej tematyki oraz zapowiedzi organizatorów liczyliśmy na odrobinę japońskich specjałów. Ku naszemu zaskoczeniu, kącik kulinarny posiadał wyjątkowo bogate menu. Poza Zapiekarnią, można było zjeść onigiri i okonomiyaki u Herady, posmakować sushi w Hidamari Sushi czy ostatecznie zrelaksować się przy Bubble Tea w bufecie ogólnego przeznaczenia. Skosztowaliśmy kilka ryżowych kanapek i poprawiliśmy zapiekanką. Co do pierwszej potrawy zdania mieliśmy podzielone, Trikowi bardziej smakowały te serwowane w nieistniejącym już Boto Onigiri (jedyny lokal w Łodzi, chlip), ja nie mogłem jednoznacznie określić preferencji. Co to drugiej przekąski – klasycznie już zachęcam wszystkich do odwiedzenia Zapiekarni i skosztowania serwowanych tam potraw.
Po napełnieniu brzuchów i ogólnym zwiedzeniu całego kompleksu przyszedł czas na panele. Gigantyczne zaskoczenie, plan roił się od interesujących prelekcji. Niestety tutaj pierwszy zgrzyt, osoba układająca rozkład godzinowy trochę się nie popisała, sporo wykładów kolidowało ze sobą, było umiejscowionych w środku nocy lub bladym świtem. Rozumiem, że osoby nocujące na terenie konwentu są cały czas i mogą takie atrakcje odwiedzić, ale nie oszukujmy się, większość będzie spała. Opcjonalnie odwiedzą LARPa lub Wolne Granie w planszówki czy na konsolach. Chętnie posłuchałbym o “Visual Novel; Jak się rozwijały i które z nich są warte uwagi?” gdyby ktoś nie umieścił go o 3 w nocy.
Zaczęliśmy od panelu “Najczęstsze błędy w książkach o japonii” prowadzonego przez Adriannę Wosińską z Wydawnictwa Kirin. Prelegentka przekrojowo pokazała popularne pomyłki autorów oraz wytłumaczyła ich pochodzenie. Wszyscy, którzy nadal myślą, że na każdej przecznicy w Tokio stoi automat z używanymi majtkami, niech ostatecznie o tym zapomną. Niestety w tym temacie jestem pesymistycznie nastawiony do ludzkości, więc czekam ponownie na jakieś nowe zestawienie dziwactw japońskich, na którym między innymi te nieszczęsne majtki się pojawią. Podsumowując cały wykład – nie można bezkrytycznie wierzyć we wszystko co się czyta nawet w “poważnych” opracowaniach. Autorzy często nie zadają sobie trudu pełnego zrozumienia tego, co widzą i zamiast prawdy puszczają w świat kolejne legendy.
Z sali Kogel-Mogel przenieśliśmy się 2137 Pro. Razem z Shippo przemierzyliśmy konwentową mapę Polski, słuchając opinii o poszczególnych imprezach, ich organizacji i atrakcyjności. Nie zabrakło anegdot i zabawnych sytuacji. Tym razem śmialiśmy się trochę ciszej, ponieważ rok temu słyszeliśmy większość z nich na Gakkonowym panelu tego samego autorstwa. Salę opuściliśmy po połowie przeznaczonego czasu, aby spokojnie wyrobić się na kolejną pogadankę.
Jeżeli kiedykolwiek, gdziekolwiek, w jakiejkolwiek czasoprzestrzeni traficie na wykład prowadzony przez Daniela “Aldara” Stachurę, bez zastanowienia idźcie na niego. Nieważne o czym będzie gwarantuję, że wyjdziecie zadowoleni i bogatsi o tonę informacji i ciekawostek. Ten człowiek to geniusz, nie pierwszy raz mieliśmy już okazję posłuchać jego prelekcji i zawsze były na najwyższym poziomie. Tegoroczne “O gaijinach historycznie i nie tylko” to chyba najprzyjemniej spędzona godzina podczas trwania całego konwentu. Dowiedzieliśmy się jak na przestrzeni dziejów kształtowała się japońska ksenofobia i co było jej bezpośrednią przyczyną. Wszystko opowiedziano z dużą dawką humoru. Wykłady Aldara charakteryzują się zawsze perfekcyjną warstwą merytoryczną, przedstawioną w strawny i przystępny sposób. Gdyby tylko w trakcie mojej edukacji szkolnej chociaż jeden historyk był taki…
Końcówka soboty niestety nie była już tak fajna i to nie za sprawą kiepskiego przygotowania prowadzących. Od godziny 18 zaczynała się seria prelekcji Futona. Z jego paneli zawsze można wynieść choć jeden tytuł anime warty obejrzenia. W swoich wykładach skupia się bardziej na warstwie wizualnej niż fabularnej. Przy każdym omawianym tytule zawsze dowiadujemy się o tym, kto animował, jak dobrze lub źle wszystko zostało wyreżyserowane, czy też co charakterystycznego będziemy mogli zobaczyć podczas seansu. Podobnie do Aldara, Futon jest zawsze świetnie przygotowany. Brzmi super prawda? Niestety ciężka praca prowadzącego nie została doceniona, ponieważ odwiedziło go tylko 5 osób, wliczając w to Trika i mnie. To był najbrutalniejszy przykład złego planowania, ponieważ równolegle odbyła się dyskoteka poprzedzona konkursem cosplay. Mimo wszystko spędziliśmy całkiem udane trzy godziny, głównie na luźnej rozmowie o różnych anime, dzieląc się uwagami i krytyką. Widać było spory żal w oczach prelegenta, co w ogóle mnie nie dziwi. Po zakończeniu kameralnej pogadanki opuściliśmy i tak już prawie martwy teren konwentu.
Uczucie wyludnienia nie opuściło nas już do końca. W niedzielę pojawiliśmy się kilkanaście minut po 12 alby posłuchać growego wykładu Shippo o starym Wii U oraz nowym Switchu. Zdążyliśmy jeszcze zjeść zapiekankę i chwilę porozmawiać z właścicielem Zapiekarni, którego serdecznie pozdrawiam! Paweł, jeżeli to czytasz, żądam powrotu naleśników do menu! Punkt 14 pożegnaliśmy gimnazjum numer 43 tym samy kończąc tegoroczną wizytę na Ućkonie.
Część wystawowa była sporych rozmiarów i posiadała wszystko, czego dusza zapragnie. Lista sklepów nie odbiegała od tej regularnie widywanej na łódzkich konwentach. My wzbogaciliśmy się o pokemonowy kubek oraz tęczową alpakę. Skończyły się czasy kupowania mang, teraz zamawiamy je zbiorczo w internecie w cenie przebijającej nawet tą konwentową. O konkursie cosplay się tym razem nie wypowiem, po prostu na nim nie byłem. Niestety zakładam, że mimo dobrej prowadzącej niewiele straciłem. Jeszcze dużo wody upłynie, zanim dorównamy zachodowi. Wszystkim tym, którzy po przeczytaniu ostatniego zdania zapałali żądzą mordu powiem jedno – bądźcie obiektywni.
Mam mocno mieszane uczucia – z jednej strony dużo ciekawych paneli, dobrego jedzenia i świetnie zaopatrzonych wystawców. Z drugiej – straszna bieda, jeżeli chodzi o liczbę uczestników i godzinowy plan atrakcji. W moim odczuciu głównym powodem małej liczby konwentowiczów jest miesiąc, w którym konwent od 2 lat jest organizowany. Ludzie są chorzy, albo im się nie chce ruszyć tyłków z domu, bo pada lub jest zimno. Przeniesienie imprezy na maj lub czerwiec znacząco poprawiłoby frekwencję, a co za tym idzie, ogólną radość z imprezy. Jak lubię kameralne posiadówki, tak wolałbym w tym wypadku wypełnione po brzegi sale – głównie z szacunku do prelegentów, ich przygotowania i wiedzy. Rok temu byli ludzie, nie było za bardzo co robić, w tym sytuacja zupełnie się odwróciła. Liczę, że następna edycja będzie sumą dwóch poprzednich, pozbawioną wspomnianych błędów organizacyjnych.
Oryginalnie materiał opublikowany na stronie expij.pl.