[Anime Throwback] Cheating Craft, czyli srogo mnie oszukali

W swojej podróży przez świat japońskich animacji nauczyłem się skutecznie wybierać produkcje, które mają szansę mi się spodobać. Proces decyzyjny jest niezależny od jakiejkolwiek internetowej oceny i bazuje głównie na mojej “intuicji” i znajomości tematu. Doskonaliłem ten mechanizm przez lata i obecnie prześlizguje się przez niego bardzo mało tytułów nietrafiających w mój gust. Jedno z moich niedawnych odkryć, tytułowy Cheating Craft bez problemu przeszło weryfikację, po czym radośnie pokazało mi środkowy palec śmiejąc się głośno. Tak oszukany nie czułem się już od bardzo dawna…

W świecie, w którym sukces akademicki decyduje o całej twojej przyszłości, sala egzaminacyjna staje się bezwzględnym polem bitwy. Zdanie egzaminów gwarantuje pomyślną przyszłość. Porażka skazuje cię na okrutne życie, wypełnione cierpieniem i rozpaczą. Tylko najinteligentniejsi lub najbardziej przebiegli uczniowie wychodzą z wszystkiego bez szwanku. Istniej dwie strategie walki: spędź całe życie na uczeniu się do testu lub stań się mistrzem w oszukiwaniu. Uczniowie, którzy poświęcają się nauce, nazywani są uczniami “typu uczącego się” i są zmuszeni współpracować z uczniem “typu oszusta”, aby walczyć z rywalami o najwyższe możliwe oceny i stopnie.

Ten opis mnie kupił, brzmi jak zapowiedź doskonałego anime z elementami podrasowanej rzeczywistości a la Kuroko no Basket czy Shokugeku no Soma i faktycznie dostajemy pewną namiastkę, której do doskonałości brakuje naprawdę dużo. Różnica jest taka, że zamiast koszykówki czy gotowania mamy ściąganie na testach. Uczniowie wyskakują w powietrze, strzelają wkładami do długopisów żeby uśpić pilnujących nauczycieli, wypuszczają miniaturowe drony czy używają kamer w soczewkach do podejrzenia nad czyimś ramieniem. Wszystkie próby przepisania odpowiedzi są pokazane jako epickie, prawie magiczne walki. Z drugiej strony mamy nauczycieli, którzy za wszelką cenę chcą złapać oszustów i wyrzucić z egzaminu. W ich arsenale również pojawiają się specjalne umiejętności, dodatkowo sale egzaminacyjne napakowane są do brzegi sprzętem monitorującym, czujnikami laserowymi i innymi zabawkami bardziej pasującymi do skarbca niż szkoły.

Wszystko to brzmi naprawdę imponująco, tylko nie ma sensu. Bohaterowie zdają się nie posiadać nawet najmniejszych motywacji do swoich działań, a jeżeli już jakies są to twórcy nie mówią o nich za często. Para protagonistów: ucząca się Koi Oh i oszukujący Mumei Shokatsu, wspominają że chcą uwolnić niesłusznie skazanego ojca chłopaka i chyba powinienem wiedzieć o kogo chodzi. Niestety nie mam pojęcia, chociaż teoretycznie w pierwszym odcinku twórcy zaprezentowali jakąś łzawą historyjkę o dwóch przyjaciołach, których to rozdzielił niezdany egzamin. Wnioskuję, że chodzi o jednego z nich, ale nie dam sobie za to uciąć ręki. Każdy kolejny odcinek to mniej lub bardziej nieciekawa historia zakładająca kolejny test i pokaz umiejętności oszukiwania głównego bohatera. Sytuacje są coraz bardziej absurdalne i właściwie do niczego nie prowadzą. Po pewnym czasie przestało mnie interesować co się stanie, pomimo dość dynamicznych scen ziewałem ze znudzenia i ogólnie odliczałem czas do końca.

Seria składa się z 12 odcinków, po 12 minut każdy. To już trzeba mieć prawdziwy talent żeby, w takich ramach, z bądź co bądź fajnymi założeniami, zrobić serię tak nijaką i nieinteresującą. Samo zakończenie przechodzi już wszystkie granice żenady. Jedna z nauczycielek okazuje się być kosmitką z rasy o “wysoce rozwiniętej kulturze i technice, przewyższającej znacznie tą ziemską” i w ramach sprawdzenia czy ludzie nadają się jako partnerzy, postanawia zderzyć księżyc z ziemią. O losach planety ma zadecydować test z matematyki, a przynajmniej tak wnioskuję, ponieważ w przebłyskach paniki bohaterów pojawiają się pytania np. z trygonometrii. Wszystko szybko się kończy, nie da się zrobić zbyt epickiej walki w niecałe 12 minut, zresztą twórcy zdaje się nawet nie próbowali. Mam wrażenie, że wszyscy chcieli mieć już projekt za sobą dlatego cała kulminacyjna scena wygląda jak robiona na “odwal się”.

Twórcy zostawili otwarte zakończenie, w absolutnie ostatniej scenie widzimy jak protagonista wychodzi z kadru na spotkanie z kimś kogo nie widać. Chwilę później słychać coś co do złudzenia przypomina strzały, głośny krzyk protagonistki, która z jakiegoś powodu śledziła chłopaka i wszystko widzi, a chwilę pojawia się wielki napis “The End”. Szczęśliwie od 2016 roku, bo wtedy to “cudo” ujrzało światło dnia, nie pojawiała się żadna zapowiedź kontynuacji. To mogła być najlepsza decyzja studia odpowiadającego za stworzenie Cheating Craft, chociaż patrząc na ich portfolio widzę, że nie był to ich pierwsza porażka, więc zapewne mają już jakieś doświadczenie w temacie.

Ocena ogólna:

Za tak zmarnowany potencjał powinni wtrącać do więzienia albo co najmniej biczować. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak ktoś spojrzał na gotowe 12 odcinków i stwierdził: “tak to jest to, wypuszczamy”. Istnieje pewna niewielka szansa, że geniusz tego anime jest gdzieś głęboko ukryty i ja, ze swoją olbrzymią wadą wzroku, po prostu go nie dostrzegam. Jeżeli ktoś będzie chciał mnie przekonać do zmiany zdania, to chętnie wysłucham wszystkich argumentów. Do tego czas zdecydowanie odradzam marnowania czasu na oglądanie. Lepiej poświecić czas na wspomniane wcześniej Kuroko no Basket i Shokugeku no Soma, te produkcje zaprezentują jak powinno wyglądać Cheating Craft.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments