[Ksiązka] Summon the Keeper, piekielny hotel gorąco zaprasza

Nawet ja muszę czasami odpocząć od akcji. Czytanie o pościgach, epickich bitwach i gorącym seksie jest fajne ale niestety staje się odrobinę powtarzalne i po jakimś trochę się przejada. Jest to szczególnie dotkliwe, gdy seria jest wyjątkowo długa jak np. “Anita Blake: Zabójca wampirów“, wtedy nawet taki fan urban fantasy jak ja musi po kilku tomach zmienić nieco klimat. W przerwie między kolejnymi nadprzyrodzonymi sprawami kryminalnymi, krwiożerczymi wampirami, dzikimi wilkołakami i nie do końca martwymi zombie, postanowiłem przeczytać sobie spokojną historię o dziewczynie prowadzącej hotel.

Claire Hansen, zostaje wezwana do Domu Gościnnego Elysian Fields, aby zamknąć dziurę w piwnicy, która okazuje się być bezpośrednim wejściem do piekła. Poprzedni właściciel nieruchomości i jednocześnie osoba odpowiedzialna na monitorowanie miejsca znika, pozostawiając cały interes w rękach Claire. Do czasu ostatecznego rozwiązania sprawy dziewczyna postanawia zająć się prowadzeniem i dbaniem o hotel. W utrzymaniu wszystkiego w ryzach pomaga jej Dean McIssac, przystojny Newfie, którego hobby zakłada gotowanie, sprzątanie i generalnie życie zgodnie z kodeksem skauta. Jest też Jacques Labaet: francuski Kanadyjczyk, bardzo seksowny i jeszcze bardziej martwy. Jacques to duch, który głównym celem wiecznej egzystencji jest bycie tym jedynym w życiu dziewczyny. Wesołą gromadę zamyka Austin, gadający kot z nastawieniem: “Ledwo cię znam, ale zakładam, że jesteś człowiekiem. Nie mówię, że to dobrze, po prostu stwierdzam fakt.”.

Główna bohaterka książki, Claire jest strażnikiem lub jak to nazywa autorka opiekunem (ang. keeper), jej zadaniem jest podróżowanie po świecie i rozwiązywanie nadnaturalnych problemów. Życie protagonistki można porównać do tego jakie prowadzą nomadzi, stąd też jest to osoba bardzo samotna. Autorka od początku podkreśla, że kiedy strażnik zostaje przywołany, nieważne gdzie, to po prostu musi się tam udać, zostawiając wszystko i wszystkich na czas zazwyczaj bliżej nieokreślony. W wyniku tego osoby parające się tą profesją nie mają zbyt szczęśliwego życia uczuciowego, czy też rodzinnego. Swoistą kontrą do dziewczyny jest Dean, bardzo mocno stojący na ziemi chłopak wychowywany przez dziadków, po tragicznej śmierci swoich rodziców. Jest to osoba bezgraniczne prawa, mająca perfekcyjnie skalibrowany kompas moralny i spore pokłady naiwności. To właśnie dookoła tej pary będzie obracała się cała historia, bardzo ciekawie wypada zestawie zupełnie przeciwnych sobie osób połączonych wspólnym celem. Teoretycznie w gronie głównych bohaterów znajdziemy również nieżywego Jacquesa, oraz mówiącego kota Austin i o ile są to bardzo ciekawi bohaterowie, o tyle służą raczej jako dodatek do Claire i Deana. Pierwszy (duch) to klasyczny rywal miłosny niezmordowanie walący w względy sowiej ukochanej (nie może być przecież romansu bez rywalizacji o kobietę), drugi (kot) przedstawiony jest jako wszechwiedzący pomocnik oraz głos rozsądku i brutalnej często prawdy (każda czarownica musi mieć chowańca, który jej pomaga i z jakiegoś powodu wie wszystko). Wraz z rozwojem historii pojawiają się również inne postacie ale na krótko, przez co nie są zbyt dokładnie zarysowane.

Największym powiewem świeżości w opowieści było dla mnie to jak została przedstawiona magia, bo zdecydowanie jest to podejście, którego wcześniej nie widziałem. Autorka stworzyła dwa rodzaje osób władających mocą: opiekunowie nazywani zależnie od płci ciociami lub wujkami oraz kuzyni. Ci pierwszy wykonują ciężką pracę, tworzą pieczęci, zamykają bramy międzywymiarowe, łatają dziury w rzeczywistości, walczą z potworami itd., ci drudzy zajmują się monitorowaniem i często pilnowaniem miejsc potencjalnie narażonych na niebezpieczeństwo, jednak zbyt mało znaczących, żeby wezwać do nich opiekuna. Główna bohaterka tłumacząc meandry swojego zawodu sama stwierdza, że nie ma pojęcia dlaczego nazywa się ją tak jak się nazywa i że to kwestia tradycji, z którą nikt już nie dyskutuje. Duży plus za odrobię autoironii. Dodatkowo sama moc określana jest mianem możliwości, czyli zawsze jest potencjał na zrobienie czegoś w konkretnym miejscu i sytuacji. Claire podczas rzucania zaklęć zbiera tą siłę do wykonania czegoś i później kieruje go w odpowiednią stronę. Niestety ten aspekt mimo tłumaczenia jest dla mnie nadal dość mętny i nie mam pewności czy dobrze zrozumiałem jak to wszystko działa. Niemniej czarownice i czarownicy świata Huff zdają się nie mieć limitów na to co mogą zrobić np. dziewczyna zastanawia się czy zwrócić ciało nieżywemu Jacquesowi.

Akcja książki, z wyjątkiem sceny na koncercie w pubie, w całości rozgrywa się w hotelu, co jest dość specyficznym zabiegiem i wcześniej raczej nie spotkałem się z aż takim ograniczeniem miejsca akcji. Początkowo myślałem, że będzie dość nudno i faktycznie nie dzieje się za dużo ale zdecydowanie jest to interesujące. Claire regularnie rozmawia ze swoim odbiciem w lustrze, które stara się zmusić ją do popełnienia czegoś niegodziwego i osłabienia tym samym bariery w piwnicy. Na liście gości hotelu pojawiają się m. in. wampirzyca grająca muzykę metalową, wilkołacze trojaczki specjalizujące się w biegach długodystansowych czy grupę emerytowanych olimpijczyków, którzy okazują się nie być podstarzałymi uczestnikami olimpiady, a faktycznymi greckimi bogami. Scena, w której Hades rozmawia z piekłem i opowiada rzeczy w tonie starego gderliwego dziadka, jest jedną z najzabawniejszych w całym utworze. Dodatkowo winda przenosi do różnych miejsc na planecie i pozna nią, po piętrach grasuje wredny chochlik, a w szafie w pokoju głównej bohaterki znajduje się portal do równoległego wymiaru. Autorka stworzyła nieco szalony, miejscami niespójny i nielogiczny ale za to bardzo magiczny świat, który wyjątkowo szybko pokochałem.

Podczas przeglądania całego dorobku autorki okazało się, że twórczość Tanyi Huff znałem już od dość dawna, tylko o tym nie wiedziałem. Na bazie jej serii “Victoria Nelson” powstał serial “Więzy krwi” z 2006 roku, który swego czasu namiętnie oglądałem. Do dziś żałuję, że były to tylko dwa sezony, chociaż z drugiej strony od pewnego momentu odcinki zrobiły się znacząco gorsze, zatem drogą dedukcji kolejne mogłyby być już katastrofą. Po raz kolejny, Keeper’s Chronicles (Kroniki Opiekuna) są tylko w języku angielskim i niestety wiele osób się od nich przez to odbije, a szkoda. Seria zawiera trzy tomy, jednak tym razem z rozmysłem recenzja dotyczy jednego. Powody są dwa, po pierwsze przeczytałem, a właściwie wysłuchałem tylko “Summon the Keeper”, po drugie wygląda na to, że pozostałe książki są na tyle od siebie różne, że nie da się ich wrzucić do jednego worka i zrecenzować jako całość. Może kiedyś napiszę o reszcie, jeżeli oczywiście spodobają mi się na tyle żeby chciał powiedzieć o tym światu.

Ocena ogólna:

Po raz kolejny sprawdza się u mnie, że w książce wcale nie musi się dużo dziać żeby obcowanie z nią było przyjemne. Tak jak już wspominałem wielokrotnie – najważniejszy jest dobry pomysł, a sami przyznacie, że historia hotelu z portalem do piekła w piwnicy zdecydowanie się do takich zalicza. Jeżeli ktoś lubi urban fantasy, a chwilowo przejadła mu się jej klasyczna odsłona, zdecydowanie doceni stworzony przez Tanyę Huff świat i będzie doskonale się bawił czytając o perypetiach opiekuna, czy jak ktoś woli cioci Claire i jej nietuzinkowej ekipy.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments