[Serial] Przeznaczenie: Saga Winx, netflixowa wariacja o wróżkach i specjalistach
W ten piątek (22/01/2021) na Netflixie swoją premierę miał sześcioodcinkowy serial “Przeznaczenie: Saga Winx”, który po trailerach zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Wyraz swojej frustracji dałem w jednym z wieczornych wpisów (tutaj). Po raz kolejny sprawdza się maksyma, że nie powinno się oceniać książki po okładce. Tytuł miło mnie zaskoczył ale nie wycofuje się również z niczego co napisałem wcześniej (tutaj). Nadal uważam, że twórcy spartolili swoją robotę, a jednocześnie zrobili naprawdę dobrą produkcję.
Klub Winx debiutowało jako serial animowany wyprodukowany przez Rainbow, we współpracy z RAI i Nickelodeon. Jest emitowany od 2004 roku i na moment pisania tego tekstu ma 8 sezonów i 9 w produkcji. Seria opowiada o przygodach sześciu wróżek walczących z szeroko pojętym złem w obronie Magicznego Wymiaru. Fabuła do skomplikowanych nie należy, dziewczyny uczą się coraz to potężniejszych zaklęć aby walczyć z coraz bardziej złowieszczymi oponentami. Wszystko jest kolorowe, bohaterki na wzór japońskich magicznych dziewczynek, potrafią się transformować, zyskują wtedy skrzydła i więcej magicznej mocy. Odcinki są schematyczne, chociaż nie mogę powiedzieć, że nudne. Produkcja jest raczej skierowana do młodszego odbiorcy, dla którego bardziej liczy się ładnie ubrana postać niż rozbudowany wątek kryminalny czy społeczny. Niemniej produkcja nie jest dziecinna, dlatego jeżeli tak jak ja lubicie seriale animowane ogólnie, to też będziecie się dobrze bawić podczas oglądania.
Mając już pewien pogląd na to “z czym to się je” przejdźmy do serialu aktorskiego i w pierwszej kolejności odrobinę ponarzekajmy. We wstępie stwierdziłem, że twórcy spartolili swoją robotę, jest to bezpośrednio związane z nazwaniem swojego tworu Winx. Serial aktorski nijak się ma do swojego animowanego odpowiednika, ma zupełnie inny klimat, postacie nie starają się być podobne (aktorki w ogóle nie przypominają swoich animowanych pierwowzorów), a nawet moce niektórych wróżek odbiegają od tych, które posiadały ich rysunkowe odpowiedniki. Z jakiegoś powodu również główny skład jest inny, zamiast Flory mamy jej rzekomą kuzynkę Terre, zaś wróżki technologii Tecny nie mamy wcale. O ile pierwsza zmiana imienia wyniknęła najprawdopodobniej z reakcji środowiska na aktorkę mającą pierwotnie grać właśnie Flore (jest ona dość puszysta co teoretycznie nie pasuje do oryginalnej wróżki natury), o tyle brak jednej z kluczowych postaci jest dla mnie bardzo absurdalnym posunięciem. Jeżeli serial traktujemy jako adaptację takie działania są nieakceptowalne, to tak jak by zekranizować Krzyżaków bez Zbyszka z Bogdańca albo z Pana Tadeusza zrobić Panią Teodorę. Niby można ale czy to nadal powieść historyczna Sienkiewicza i poezja epicka Mickiewicza? Raczej nie do końca.
Teraz pora podejść do produkcji nie traktując jej jako Winx, a zupełnie odrębny, niezależny byt. Wtedy mamy z goła inną sytuację, a sam serial mocno zyskuje na atrakcyjności. Nadal nie jest to nic unikalnego czy niepowtarzalnego ale przynajmniej stanowi spójną całość. Mniej więcej w połowie pierwszego odcinka zauważyłem, że klimat serii jest bardzo podobny do tego z Magików (The Magicians), ta sama brudna rzeczywistość i absolutny brak cukierkowatości, tak dobrze znanej z produkcji o czarodziejkach i czarodziejach. Mimo że ciągle bohaterkami są wróżki to również prawdziwe osoby, nastolatki ze swoimi problemami, nałogami, kompleksami i całą resztą. Magia sama w sobie jest na dalszym planie, a w zamian dostajemy dużo więcej dramatu, tajemnicy i gier politycznych. Oglądając nie będziemy mogli tak od razu zdeterminować kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. W przeciwieństwie do kreskówki tutaj postacie są dużo bardziej skomplikowane i wielu z Was podobnie jak ja będzie co najmniej kilka razy zmieniało o nich zdanie. Uważam też, że nie jest to produkcja dla nastolatków, a zdecydowanie dla starszej widowni, ale to tylko moje zdanie. Po prostu uważam, że zaprezentowanale realia nie przypadnie młodszym do gustu. Fabuła jest mroczna, ciężka i zdecydowanie bez happy endu, postacie giną, cierpią i wariują, ot tak dobrze znana nam rzeczywistość doprawiona szczyptą magii. Jak w kreskówce: nadal mamy walkę ze złem, postacie ciągle dążą do potęgi, uczennice Alfei niezmiennie bronią świata i jego mieszkańców, jednak tym razem wszystko jest dużo bardziej brutalne, pozbawione skrupułów i sentymentów.
Wizualnie też jest całkiem ok jak na serial telewizyjny, efekty nie walą tandetą po oczach i również nie ma ich przesadnie dużo, czego w sumie nie spodziewałem się po produkcji tego typu. Wszystko jest mocno urealnione co akurat mnie bardzo przypadło do gustu, ponieważ uwielbiam urban fantasy. Niemniej kilka bardziej spektakularnych czarów będzie nam dane na ekranie zobaczyć, a nawet jedną transformację. Co prawda nie tak efektowną jak w kreskówce, ale jednak pojawią się skrzydła i moc magii zatriumfuje. W oprawie serialu najdziwniejsza była dla mnie kwestia muzyki, ponieważ dzień po seansie w ogóle jej nie pamiętałem, a wiem że coś tam w tle przygrywało i nawet dawało sporo klimatu. Podczas kolejnego oglądania, bo na pewno takie będzie, postaram się zwrócić większą uwagę na audio. Niemniej obraz w połączeniu z efektami dźwiękowymi i muzyką dały wyjątkowo fajną mieszankę.
Ocena ogólna:
“Przeznaczenie: Saga Winx” to bardzo dobra produkcja, ma dużo do zaoferowania i jestem przekonany, że wielu osobom przypadnie do gustu. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest Klub Winx, który znamy z serialu animowanego, najlepiej w ogóle sobie wykasować z głowy to powiązanie, wtedy będziecie w stanie w pełni cieszyć się seansem i docenicie, bądź co bądź, ciężką pracę ekipy filmowej. Pierwszy sezon i jego sześć odcinków łyknąłem na jedno posiedzenie, to skończona historia jednak z otwartym zakończeniem. Podobno w planach jest sequel, ale jak zawsze jego produkcja jest uzależniona od popularności podstawki. Gorąco zachęcam do dania produkcji szansy i po raz ostatni przypominam: to po prostu dobry serial, na motywach kreskówki i tak trzeba go traktować. Ja z góry założyłem, że będzie to kaszana, teraz przyznaję się do błędu i posypuję głowę popiołem. Nie bądźcie tacy jak ja 😛